Piszą o panu, że jest pan jednym z najbardziej zapracowanych trębaczy polskiej sceny, co oczywiście ma potwierdzenie w pana dorobku artystycznym. Skąd pan czerpie siły i motywację?
Wojciech Jachna: Faktycznie przylgnęło do mnie takie hasło. Dużo uczestniczę w różnych projektach. Zacząłem też dużo nagrywać pod własnym szyldem. Dlaczego tak jest? – Myślę, że to dlatego że lubię grać różną muzykę, lubię się spełniać w różnych sytuacjach muzycznych. Chyba największym moim walorem, mówiąc nieskromnie, jest to, że umiem odnajdywać się w różnych konfiguracjach. Oczywiście nie mówię o sytuacjach „sidemanskich”, ponieważ nie jestem typowym sidemanem a właściwie to nie umiem nim być. To są zupełnie inne umiejętności: granie z nut, granie na „szybko”, wcielanie się w rolę pod kątem dyrygenta czy kompozytora.
Wiadomo też, że współczesna muzyka ma wiele oblicz, jest wiele muzyki autorskiej. I to właśnie w tych przypadkach odnajduję się dość dobrze i potrafię współpracować z ludźmi na różnych zasadach często partnerskich, bo nie zawsze jestem głównym twórcą muzyki, często jestem współtwórcą, często gramy razem, często improwizujemy. To wszystko stąd się bierze.
A skąd taki napęd? To trudne pytanie. Chyba nie jestem odosobnionym przypadkiem wśród muzyków improwizujących. Chyba charakteryzuje nas szerokie spojrzenie i pracowitość. Dzisiejsze czasy nie pozwalają nam żyć z jednego projektu. To automatycznie prowadzi do tego, żeby pracowicie spędzać czas i realizować się w wielu projektach. Ale przyznam szczerzę, że sił mam coraz mniej. Pracowitych muzyków będzie coraz więcej a ja będę pracował mniej.
Patrząc na pana muzyczną drogę do jazzu śmiało można powiedzieć, że była bardzo kręta i pełna inspiracji. Był punk-rock, post-rock, noise… i wiele innych gatunków, z których nadal pan czerpie. Ale jest też jeszcze jedna ważna rzecz w pana muzyce. Improwizacja…, która dla pana to…
Wojciech Jachna: Tej improwizacji w mojej muzyce jest coraz mniej. Więcej zaczyna być rzeczy pisanych, komponowanych. Oczywiście nie tylko przeze mnie. Ostatnio mam przyjemność współpracować z Dominikiem Strycharskim i z Jakubem Paulskim. I to są głownie pisane rzeczy z małymi okienkami na improwizacje. I to mi coraz bardziej odpowiada.
A czym jest improwizacja? – Przyjęło się mówić, że improwizacja jest czymś, co charakteryzuje jazz. To jednak duże uogólnienie bardzo często powtarzane. A improwizacja występuje praktycznie w każdych gatunkach muzycznych. To co charakteryzuje jazz to rytm i on też podlega pewnym zasadom. Natomiast dzisiaj wszystkie gatunki współdziałają, łączą się ze sobą. A definicję improwizacji każdy powinien stworzyć sobie sam. Ja najlepiej czuję się w improwizacji, która łączy wiele elementów. W improwizacji, która czasami nawet nie jest jazzowa.
Przejdźmy to ostatniego albumu Wojciech Jachna Squad. Zapowiadając „Earth” napisał pan m.in. że „ta płyta to również zaduma nad powracającymi na całym świecie totalitaryzmami…”. Te słowa na nieszczęście okazały się aż nadto profetyczne.
Wojciech Jachna: To właściwie zbieg okoliczności, a z drugiej strony to jest taki moment, że wielu ludzi zaczyna myśleć o tym samym. Nas przede wszystkim natknęły rzeczy z szeroko pojętą ekologią. Gdy zacząłem się zastanawiać głębiej, to doszedłem do wniosku że ekologia ma wpływ na wszystko. Jeżeli płoną lasy amazońskie lub ktoś wyciął drzewa gdzieś w Polsce, to wszystko jest związane z systemami politycznymi. Tak samo jest z wybuchami wojen. Niestety obserwujemy to teraz i doświadczamy w pewnym stopniu. Dlatego tak napisałem w notatce do płyty. Oczywiście nie oznacza to, że krzyczę czy śpiewam hasła polityczne. Jazz nie jest dla mnie formą sprzeciwu, nie jest przestrzenią, w której daję upust swoim preferencjom społecznym.
Marek Romański z „Jazz Forum” bardzo trafnie i zgrabnie podsumował cały album „Earth” określeniem „Ballada na koniec świata”. Jakby pan odniósł się do tego stwierdzenia?
Wojciech Jachna: Myślę, że pan Marek miał na myśli wydźwięk tej płyty, który faktycznie nie jest radosny. Uważam, że każdy może odbierać tę płytę inaczej. Muzykę odbiera się bardzo subiektywnie. Dla mnie moja muzyka ma smutny i refleksyjny wydźwięk, ale widzę po recenzjach, że odbierana jest w bardzo zróżnicowany sposób.
A muzykę na żywo odbierzemy już w ten czwartek. Czy poza utworami z „Earth” zaprezentują panowie też inne kompozycje?
Wojciech Jachna: Z pewnością przemycimy utwory z płyty „Elements”. Od jej wydania nie graliśmy w Lublinie, więc tym bardziej warto. Bardzo się cieszę na ten koncert.
Rozmawiał Damian Stępień