CSK

Przejdź do menu Przejdź do treści

Michał Barański: Kolejnym kamieniem milowym w moim życiu jest „Masovian Mantra”.

W ten czwartek wystąpi pan w Klubie Muzycznym CSK z projektem „Masovian Mantra” łączącym elementy folkloru polskiego i indyjskiego. Skąd pomysł na taki muzyczny collage?

Michał Barański: Idea była taka, aby połączyć tę muzykę pod kątem rytmicznym. W muzyce indyjskiej powtarzanie rytmów trzy razy jest bardzo ważnym elementem, a liczba trzy w polskim mazurku, oberku i kujawiaku jest równie ważna. To był klucz do połączenia tych dwóch kultur.

Rytmem indyjskim interesuję się od ośmiu lat. Z całego świata jest on najbardziej zaawansowany. Bardzo intensywnie go zgłębiałem i dało mi to wiele efektów przy graniu muzyki jazzowej, która teraz bardzo się rozwinęła pod względem właśnie rytmicznym. Była to dla mnie bardzo fascynująca muzyczna podróż przez te matematyczne struktury indyjskie. Ale, że jest Polakiem, to chciałem pokazać też coś polskiego.

Zawsze fascynowały mnie wspomniane mazurki, oberki, kujawiaki i ten rytm na trzy, ale nierówny. Liczba trzy jest nieparzysta, a w muzyce indyjskiej występuje dużo rytmów na pięć, siedem, dziewięć. Co już jest w pewnym stopniu pewnym połączeniem, dzięki któremu uzyskałem ten mazurkowy nierówny rytm, ale równy pod względem indyjskim.

Do tego doszła melodyka mazurkowa, a nawet trochę żydowska, która też jest związana z historią Polski. Te kultury bardzo się mieszały, a z drugiej strony kultura bliskowschodnia bliższa jest tej arabskiej czy indyjskiej. Myślę, że wyszło to bardzo ciekawie. To już jest taka „globalna wioska”, a szczególnie w muzyce jazzowej, gdzie improwizacja jest elementem spajającym te wszystkie kultury.

Zostańmy jeszcze przy Indiach. Jak pan odkrył konnakkol i co takiego w tym śpiewie pana urzekło, że postanowił pan zmierzyć się z tą techniką?

M.B.:  Pierwszym bodźcem była chęć uczenia się rytmu. Tak jak już wspomniałem jazz pod tym względem bardzo się zmienił. W Polsce nie mamy takiej szkoły, która uczyłaby tych wszystkich niuansów jak rytm, metrum nieparzyste. Jest to temat zupełnie pominięty.

Sam znalazłem się w swego rodzaju potrzasku, kiedy muzycy zaczęli przynosić skomplikowane metra. Zacząłem szukać jakiegoś sposobu i pewnego razu na You Tube usłyszałem solo greckiego gitarzysty basowego, który uczył się w Indiach właśnie konnakolu. To było to! System, który rozwiąże wszystkie problemy. Urzekła mnie też poetyckość w tym śpiewie, że to nie są tylko rytmy, ale też i przekazywanie emocji.

Po drugie to bardzo praktyczna metoda na ćwiczenie. Kiedy jest się w trasie nie stanowi to żadnego problemu. Dzięki temu mogłem ćwiczyć codziennie, co przyniosło duże efekty. To był pierwszy bodziec, a potem oczywiście wszedłem głębiej i zacząłem chłonąć całą kulturę indyjską.

A jak bas trafił w pana ręce?

M.B.:  Pochodzę z muzycznej rodziny, więc gram od małego. Na początku był to fortepian, potem w szkole I stopnia wiolonczela, ale zawsze ciągnęło mnie też do muzyki rozrywkowej. Tak zacząłem grać na gitarze basowej w zespole.

Naturalnym krokiem było zainteresowanie się muzyką jazzową, improwizowaną.Podczas pierwszego pobytu w Stanach Zjednoczonych amerykańscy muzycy zaczęli mówić mi, że to dobrze, że gram na gitarze basowej, ale to kontrabas jest tym prawdziwym instrumentem do tej muzyki. I tak zacząłem szkolić się na kontrabasie. Dlatego studia skończyłem już na basie i kontrabasie.

Porozmawiajmy jeszcze o pana „muzycznych podróżach”. Już jako trzynastolatek został pan zauważony przez amerykańskiego klarnecistę Brada Terry’ego i wszedł do jego kwartetu. Jakie jeszcze punkty przełomowe wymieniłby pan w swojej karierze?

M.B.:  Wspomniany wyjazd do Stanów, aby grać z kwartetem Brada Terry’eto to był pierwszy duży krok w stronę poważnej muzyki jazzowej, poważnego występowania, poważnego improwizowania.Ważne również były dla mnie studia w Katowicach pod względem rozwoju.

Wtedy też zacząłem już grać z różnymi muzykami np. Zbigniewem Namysłowskim, z Jarkiem Śmietaną, z Tomaszem Stańką i wieloma innymi. Na IV roku studiów rozpocząłem współpracę z Michałem Tokajem i Łukaszem Żytą w trio i jednocześnie wziął nas do zespołu Bennie Maupin, z którym nagraliśmy album w USA.

Potem były albumy w Polsce m.in. z Kubą Badachem czy Agą Zaryan, które były dla mnie bardzo ważne. Tak samo, jak trasy zagraniczne, gdzie byłem jedynym Polakiem w składzie. To było dla mnie niesamowite. A teraz kolejnym kamieniem milowym w moim życiu jest „Masovian Mantra”.

Powróćmy do czwartkowego koncertu. Czy mógłby pan przedstawić muzyków, z którymi wystąpi i powiedzieć, jak doszło do współpracy?

M.B.:  Michał Tokaj i Łukasz Żyta to już są moi muzyczni bracia. Gramy razem w wielu projektach. To są muzycy na poziomie światowym. A a propos łączenia kultur, to szukałem muzyka, który by nadał wymiar etniczny tej muzyce. Nie było to łatwe, ale akurat w okresie pandemii okazało się, że Shachar Elnatan sprowadził się do Polski. Teraz kursuje pomiędzy Warszawą a Tel Awiwem.

To jest muzyk, który jest młodszy ode mnie, ale ma za sobą wiele występów na światowych scenach. Wszystko to razem świetnie się sprawdziło. Shachar daje wymiar wschodni, a do tego jest świetnym jazzmanem.

Rozmawiał Damian Stępień

ZADANIA DOFINANSOWANE ZE ŚRODKÓW BUDŻETU PAŃSTWA

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych podanych w formularzu rejestracyjnym przez Centrum Spotkania Kultur w Lublinie