14 marca wystąpi pani z Michałem Tokajem w Klubie Muzycznym CSK z programem „Polskie Piosenki”, w repertuarze którego znajdą się pani ulubione utwory polskich jazzowych kompozytorów i nie tylko. Jakim kluczem kierowała się pani przy ich wyborze?
Aga Zaryan: To zawsze są dwa klucze, które otwierają moje serce na daną piosenkę. Każdy z nich jest tak samo istotny, ma taką samą wagę.
Jednym kluczem jest warstwa melodyczna, warstwa harmonii. Piosenka po prostu musi być piękna. Kocham muzykę, która mnie dotyka urodą czysto muzyczną.
Drugi klucz to jest warstwa literacka. Tekst musi nieść treść. To może być standard jazzowy, to może być też piosenka z poza tego nurtu, to może być poezja, do której została napisana muzyka, albo mój własny tekst. Muszę się utożsamiać z tym co śpiewam.
Nigdy w życiu nie potrafiłabym zaśpiewać melodii do grafomańskiego tekstu. To nie wchodzi w rachubę. Dlatego zdarzało mi się odmawiać niektórych utworów. Ich wartość tekstowa była tak miałka i płytka, że śpiewanie ich byłoby katorgą.
Tekst jest dla mnie bardzo ważny. Jestem wokalistką, która opowiada historie bliskie mojemu sercu, robię to poprzez wybierane teksty. To rodzaj muzykoterpii.
Moim zadaniem jest aby słuchacz po wyjściu z koncertu miał poczucie, że usłyszał historię, z którą może się utożsamić, która skłania do zadumy, refleksji. To jest dla mnie bardzo istotne.
To są więc te dwa podstawowe wyznaczniki. Stawiam znak równości między muzyką a tekstem.
W „Polskich Piosenkach” sięga pani do tekstów m.in. Wojciecha Młynarskiego, Agnieszki Osieckiej czy poetów takich jak Jarosław Iwaszkiewicz czy Krzysztof Kamil Baczyński. Wojciech Myrczek, z którym miałem przyjemność rozmawiać przed koncertem w Klubie Muzycznym CSK, powiedział że śpiewając ich teksty, wokalista nie męczy się, a najczęściej obcuje z pięknem. Jakby odniosła się pani do jego słów?
Oczywiście się zgadzam. To są nasze perełki, kamienie milowe polskiej piosenki. Niezwykle cenie sobie teksty Agnieszki Osieckiej i Wojciecha Młynarskiego. Znajduję w nich coś, co ze mną współgra.
Pisanie do muzyki to jest niesamowita sztuka. Nie każdy wybitny wiersz czy tekst nadaje się do zaśpiewania. Musi być w nim coś rytmicznego, melodycznego, aby zgrabnie z nutami współgrało.
Takie utwory jak „Nim przyjdzie wiosna” Czesława Niemena do wiersza Jarosława Iwaszkiewicza, to jest właśnie taki nasz evergreen. Myślę, że gdyby ta piosenka powstała w Stanach Zjednoczonych to zrobiłaby wielką karierę. To jest ten mariaż, o którym mówiłam, gdzie melodia z tekstem robi wielkie wrażenie na słuchaczach.
Dlatego wróciłam teraz do śpiewania po polsku. Mam w swoim dorobku takie poetyckie autorskie albumy jak „Umiera Piękno” czy „Księga Olśnień”, ale tutaj wracam do klasyki polskiej piosenki. Wracam do tego co dobre w historii polskiej piosenki.
Tekst polski czy tekst angielski? Czy stanowi to dla pani różnicę?
To jest ogromna różnica. Wystarczy włączyć „A Book of Luminous Things”, a następnie „Księga olśnień”, aby ją usłyszeć i wyczuć.
Z punktu widzenia wokalistki mogę powiedzieć, że język angielski jest trochę jak guma do żucia, jest bardzo plastyczny, dodający odwagi w interpretacji, znoszący bardzo dużo w granicy dobrego smaku. Jest językiem uniwersalnym, ma mniejsze ograniczenia.
Dla mnie bardzo istotne, jest dobry smak, muzyka w pięknych ramach, które ja uważam za proporcjonalne i gustowne.
Takie są świetne aranżacje pianisty Michała Tokaja, taka jest gra wyśmienitego kwartetu, z którym na ogół program polskich piosenek wykonuję.
Oprócz Michała Tokaja często na scenie występują ze mną Michał Barański i Łukasz Żyta – sekcja rytmiczna rozchwytywana na rynku polskiego jazzu i mój ulubiony trębacz Robert Majewski, który gra również na flugelhornie i swoimi solami ozdabia nasz program.
Jeżeli chodzi o język polski, to jest to język, który stawia duże wyzwania. Dykcja, transakcentacja, to wszystko jest istotne. Chociaż jest to mój rodzimy język, to jest on bardziej wymagający do śpiewania niż angielski.
Ale muszę dodać, że mam takie poczucie, że gdy śpiewam właśnie po polsku w naszym kraju, to bardziej docieram do publiczności. Mamy piękny język.
Pozostańmy jeszcze przy słowach. Patrząc na pani twórczość widać jak istotną rolę odgrywają one w pani muzycznym świecie. A jak ważne są one dla pani na co dzień?
Na co dzień mam niewyparzony język (śmiech – przyp. red.). Dlatego muszę panować nad swoją naturą. Jestem ekstrawertyczką, mam cechy ADHD, dużo mówię, czasem znacznie za dużo.
Czasami emocje górują u mnie nad rozumem. Dlatego mimo swojego już dosyć dojrzałego wieku wciąż się uczę jak dobierać słowa, bo zdarza mi się niekiedy coś palnąć. Myślę, że to jest wielka sztuka. Tak dobierać słowa, żeby żyć w zgodzie ze sobą, a nie odpuszczać swoich granic. Umieć dobierać odpowiednie słowa w danej sytuacji.
Słowa mają dla mnie wielkie znaczenie. Jestem osobą bardzo otwartą na kontakty z ludźmi. Uwielbiam spotkania z publicznością po koncertach. To jest dla mnie tak samo ważne, jak sam występ. Ta interakcja jest dla mnie bardzo ważna.
Nie mogłabym wykonywać zawodu zamknięta w jakimś pokoju bez kontaktu z ludźmi. Rozmowy na żywo, w świecie komunikacji online, która zabiera nam coraz bardziej kontakt face to face, są bardzo potrzebne.
Myślę, że gdybym nie wybrała muzyki, to może zajęłabym się psychologią, dziennikarstwem, reportażem… zawodem, w którym słowo ma znaczenie.
A co do literatury to na co dzień lubię sięgać do poezji. Jej krótka forma bardzo mi odpowiada. Po dłuższe powieści, muszę się przyznać, sięgam w wakacje. Bieg codzienności nie pozwala mi na taką przyjemność. Mam dziesiątki książek, która na mnie czekają. Dlatego wybieram poezje.
Teraz gdy z panem rozmawiam patrzę na tomiki Julii Hartwig, Adama Zagajewskiego czy Wisławy Szymborskiej. Kiedy przeczytam ich wiersze mogę przekierować swoje myśli na chwilę zupełnie gdzie indziej.
W tym galopie świata takie oderwanie się to wielka sprawa. Poezja ma moc, a w połączeniu z muzyką może być petardą.
Jak już wspominałem 14 marca wystąpi pani w Klubie Muzycznym CSK. A skoro jesteśmy na początku nowego roku, to chciałbym zapytać o pani plany?
Głównie nastawiam się na koncerty. Chciałabym z programem „Polskie Piosenki” dotrzeć do jak największej ilości miast. Kalendarz sukcesywnie się zapełnia.
Jest też w tym roku okrągła osiemdziesiąta rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Bardzo liczę, że zaśpiewam koncerty w okolicach sierpnia z programem z płyty „Umiera Piękno”. Została już niestety tylko garstka tych powstańców. Marzy mi się, aby zaśpiewać dla tych dzielnych ludzi i oddać im hołd.
Na pewno 1 sierpnia będę w Warszawie. W ten sposób chcę upamiętnić tę ważną dla mnie rocznicę tym bardziej, że moi dziadkowie byli uczestnikami powstania. To ma dla mnie ogromne znaczenie.
A póki co do zobaczenia na koncertach, po występach zawsze podpisuję płyty i liczę na zamienienie kilku słów z publicznością.
Czekamy na wiosnę, te koncerty mam nadzieję otulą nasze serca po zimowym szarym i ciemnym czasie.
Do zobaczenia!
Rozmawiał Damian Stępień